Data dodania: 18 lipca 2022 r. / Aktualizacja: 6 marca 2023 r.

Telenowela wreszcie dobiegła końca. Robert Lewandowski piłkarzem FC Barcelony!

barcelona barcelona
Źródło: Pixabay / Pexels

Cała sprawa ciągnęła się już od kilku dobrych tygodni. Polskie oraz zagraniczne media były zdominowane sprzecznymi informacjami na temat kierunku ewentualnych przenosin. Niemiecko-hiszpańska telenowela dobiegła już jednak końca. Lewy oficjalnie stał się piłkarzem Dumy Katalonii. Czego można spodziewać się po tym transferze i dlaczego ciężko wymarzyć sobie lepszy ruch w przypadku kapitana reprezentacji Polski? Nasza subiektywna opinia na ten temat w dzisiejszym tekście. Serdecznie zapraszamy.

Lewy brakującym elementem układanki?

Xavi jako prawdziwa legenda zespołu ze stolicy Katalonii cieszy się naprawdę sporym zaufaniem klubowych włodarzy. To właśnie na barkach 42-latka spoczywa misja ponownego wprowadzenia Blaugrany na sam szczyt. Kilka najnowszych transferów 26-krotnych mistrzów kraju jasno wskazuje na to, że druga najbardziej utytułowana drużyna w Hiszpanii już niebawem ponownie nawiąże do swoich najlepszych lat. Zawodnikiem, który ma im w tym wyraźnie pomóc jest rzecz jasna Robert Lewandowski.

Przenosinami Roberta cała piłkarska Polska żyła przez parę ostatnich tygodni. W grze o względy RL9 pozostawało rzekomo trzy konkretne ekipy: Chelsea, PSG oraz FC Barcelona. Reprezentant Polski wybrał jednak tę ostatnią, a kluczową rolę odegrał podobno wspomniany wyżej Xavi. Były legendarny środkowy pomocnik przedstawił Lewemu taką wizję „nowego otwarcia” w Barcelonie, która od razu przypadła wychowankowi Varsovii do gustu.

Okres przejściowy po odejściu Lionela Messiego pokazał dobitnie, że w Blaugranie brakuje golleadora z prawdziwego zdarzenia. Czy Robert Lewandowski będzie więc swoistym antidotum na słabą skuteczność Katalończyków w ataku? Mamy taką nadzieję i już nie możemy doczekać się październikowego El Clasico! Ależ tam będzie się działo! 

Polska młotem stoi

Nieco w cieniu całego zamieszania związanego z Lewym w amerykańskim Eugene odbywają się 18. Mistrzostwa Świata w lekkiej atletyce. Zawody te zapowiadane były jako takie, które mogą przynieść polskim kibicom nieco mniej radości niż chociażby czempionat z 2019 roku w Katarze, kiedy to na koncie Biało-czerwonych znalazło się dokładnie sześć medali. Już kilka pierwszych dni zmagań w USA dało jednak spore nadzieje, iż te negatywne prognozy nie będą miały prawa się ziścić.

Worek z medalami jako pierwsza zaczęła napełniać Katarzyna Zdziebło. Czterokrotna mistrzyni Polski w chodzie na 20 km sensacyjnie sięgnęła po srebrny krążek w tej konkurencji na MŚ, finiszując jedynie 33 sekundy za Peruwianką Kimberly Garcią.

Zdecydowanie najwięcej radości przyniósł nam jednak finał rzutu młotem panów. Konkurencja ta jest już od dłuższego czasu prawdziwym oczkiem w głowie wszystkich kibiców „lekkiej” w Polsce. Przewidywano, że kwestię medalu z najcenniejszego kruszcu rozstrzygną pomiędzy sobą dwaj zawodnicy z orzełkiem na piersi. I tak też było w rzeczywistości.

Pierwszy na najwyższym stopniu podium zameldował się Wojtek Nowicki. Białostocczanin posłał młot na odległość 81,03 m i przez niemal całą trzecią kolejkę mógł cieszyć się z pozycji lidera. Do zmiany doszło dopiero w momencie, gdy do koła wkroczył Paweł Fajdek. Aktualny mistrz świata poprawił wynik swojego reprezentacyjnego kolegi dokładnie 0 95 cm i nie oddał tego prowadzenia aż do samego końca zmagań.

Zakończenie mistrzostw zaplanowano na 24 lipca. Do tego czasu Polacy zameldują się prawdopodobnie w kilku finałach. Najwięcej mówi się o występie naszych zawodniczek w biegu na 400 m (zarówno indywidualnie jak i drużynowo), Malwinie Kapron w rzucie młotem pań czy też Dawidzie Tomali w chodzie. Oby polski kibic miał jeszcze co najmniej kilka powodów do radości!

Wzór idzie z góry

Czy istnieje jakaś dyscyplina, którą śmiało moglibyśmy nazwać naszym sportem narodowym? Skoki narciarskie, żużel a może siatkówka? Z tą ostatnią mamy chyba ostatnio najwięcej pozytywnych wspomnień. Co najlepsze wychodzi na to, iż taki stan może trwać jeszcze przez długi, długi czas. 

W tarnowskiej Arenie Jaskółka podczas minionego tygodnia odbywały się siatkarskie mistrzostwa Europy do lat 22. Polacy jako gospodarze tej imprezy byli oczywiście wymieniani w ścisłym gronie faworytów do zostania najlepszą reprezentacją narodową na Starym Kontynencie. Droga do spotkania o upragniony tytuł okazała się jednak ostatecznie zbyt wymagająca. 

Ekipa dowodzona przez Daniela Plińskiego w starciu półfinałowym musiała uznać wyższość Włochów. Jasne było więc, iż w meczu o brąz polscy siatkarze zmierzą się z reprezentacją Turcji. Tam już Karol Urbanowicz i spółka nie dali swoim rywalom najmniejszych szans. 

Biało-czerwoni mimo braku wymarzonego złota napisali kolejny fantastyczny rozdział w historii polskiej siatkówki reprezentacyjnej. Już niebawem czeka nas jednak impreza, na której brąz będzie niestety równoznaczny ze swoistą porażką. Pozostaje zatem mocno wierzyć w to, że przykład po raz kolejny będzie szedł z samej góry, a seniorska kadra znów udowodni, kto jest absolutnie najlepszy na świecie!

Ocena artykułu
5.0/5 (głosów: 2)