Podsumowanie tygodnia. Iga Świątek to nasz narodowy skarb
Co robiliście w wieku dziewiętnastu lat? Założymy się, że co najwyżej udaliście się do pierwszej wakacyjnej pracy bądź też leniuchowaliście po dopiero co napisanym egzaminie dojrzałości. Iga Świątek ma już natomiast za sobą kolejny wielki sukces. Co tym razem udało się wygrać najlepszej tenisistce znad Wisły? O tym kilka słów poniżej.
Historyczny triumf Igi
6:0. 6:0. Nie, to wcale nie dziennikarski chochlik. Takim imponującym wynikiem zakończyło się spotkanie finałowe turnieju WTA 1000 w Rzymie. Rozpiera nas duma, że po raz kolejny główną bohaterką takiego historycznego starcia jest reprezentantka Polski. Iga Świątek nie dała tym razem najmniejszych szans Czeszce Karolinie Pliskovej. Nim doszło jednak do tej decydującej potyczki, to zawodniczka urodzona w Raszynie była już właściwie jedną nogą poza tym prestiżowym turniejem.
W 1/8 finału Iga mierzyła się z inna reprezentantką Czech Barborą Krejcikovą. W drugim secie tego pojedynku Krejcikova miała dwie piłki meczowe, jednakże Polce w niesamowitym stylu udało się wyjść z tej opresji, a następnie rozstrzygnąć na swoją korzyść odsłonę numer trzy.
W krótkiej, lecz owocnej zawodowej karierze Igi Świątek nie miała jeszcze miejsca rywalizacja podobna do tej odbywającej się na kortach w stolicy Włoch. Mowa tu konkretnie o batalii finałowej. Równie blisko meczu bez straty gema Świątek była w 2019 roku. Co ciekawe jej przeciwniczką była wtedy Kristyna…Pliskova, a więc siostra bliźniaczka Karoliny. Wcale byśmy się zatem nie zdziwili, jakby Iga była od teraz w domu Państwa Pliskovych wrogiem numer jeden.
Oprócz gratyfikacji finansowych zwycięstwo na rzymskich kortach spowodowało także spory awans polskiej tenisistki w rankingu WTA. W tej chwili 19-latka zajmuję lokatę numer dziewięć. Przypomnijmy jednak, że niebawem startuje French Open. Szansę na awans o kilka miejsc wyżej są więc spore. Trzymajmy zatem kciuki za występ naszej reprezentantki i doceniajmy ją, bo bez wątpienia jest naszym narodowym skarbem.
Robert Lewandowski wyrównał rekord Gerda Muellera
Wobec kiepskiej atmosfery w kraju związanej z pandemią koronawirusa, a także innymi problemami natury społeczno-gospodarczej przez kilkanaście ostatnich miesięcy żyliśmy jedną sprawą, która będzie miała już niebawem swój miejmy nadzieję szczęśliwy kres.
Patrząc na formę Roberta, moglibyśmy rzec, że zdobycie przez niego bramki w spotkaniu 34. kolejki niemieckiej to tzw. pewniak. Jeśli bowiem udawało mu się trafiać do siatki rywali 40. razy w poprzednich trzydziestu trzech meczach, to dlaczego miałoby to nie mieć miejsca także w starciu kończącym sezon Bundesligi? Sport bywa jednak bardzo nieprzewidywalny, czego wielokrotnie byliśmy już świadkami.
Po bramce numer 40., której to autorem popularny Lewy został w potyczce z Freiburgiem szczególnie w niemieckiej prasie pojawiały się głosy, że Polak powinien odpuścić sobie bicie rekordu z szacunku do legendarnego napastnika. Szczere mówiąc po przeczytaniu tych opinii wybuchnęliśmy głośno śmiechem. Mamy wielką nadzieję, że podobnie zareagował również Robert i w najbliższą sobotę dołoży do swojego dorobku co najmniej jedno trafienie. Z chęcią zobaczymy wtedy miny tych dziennikarskich specjalistów.
Niesamowita końcówka sezonu w czołowych ligach europejskich
Jeśli jesteście fanami rozgrywek hiszpańskiej lub francuskiej ekstraklasy, to zazdrościmy Wam emocji, jakie teraz przeżywacie. Już dawno nie miała bowiem miejsca taka sytuacja jak obecnie. Do ostatniej serii gier nie jest jeszcze do końca wiadomo, która z ekip sięgnie po tytuł mistrza kraju.
W La Lidze kwestia mistrzostwa rozstrzygnie się pomiędzy drugą a szóstą ekipą klubowego rankingu UEFA. Liderujące Atletico jest w zdecydowanie lepszej sytuacji, gdyż po pierwsze ma dwa oczka przewagi nad Realem, a po drugie w ostatniej kolejce mierzy się z drużyną nieco mniej wymagającą niż tą, którą na przysłowiowym „rozkładzie” mają Królewscy.
Swoją sytuację nieco skomplikowało francuskie Lille. W przedostatniej serii gier popularne Mastify mierzyły się z St. Etienne i w przypadku wygranej byłyby już tylko o krok od tytułu. W tymże pojedynku padł jednak bezbramkowy remis, a czyhające tuż za ich plecami PSG zbliżyło się na zaledwie jedno oczko. Przed decydującą 38. kolejką różnica punktowa wynosi już tylko punkt na korzyść podopiecznych Christophe’a Galtiera. Niezwykłe emocje punktualnie o 21:00 w najbliższą niedzielę są więc niemal pewne.
W Bundeslidze, Premier League oraz Serie A kwestia tytułu wyjaśniona została już jakiś czas temu. Pozostaje więc tylko powoli zbierać siły na nadchodzące Euro. Oby udane dla naszych reprezentantów, bo nadzieje w narodzie są już standardowo dosyć spore.