Historia dzieje się na naszych oczach. Roland Garros znów pada łupem Igi Świątek
Historia zatoczyła koło
Gdy w lutym bieżącego roku podczas turnieju w Doha Iga Świątek wygrała ćwierćfinałowe starcie z Viktoriją Golubic, to nic nie wskazywało na to, że będzie to początek najdłuższej serii zwycięstw w kobiecym tenisie na przestrzeni całego XXI wieku.
Spokojne budowanie formy i bardzo rozważne decyzje dają jednak pożądane owoce. Ciężko znaleźć w najnowszej historii tego sportu równie modelowo poprowadzoną karierę co ta, której główną bohaterką jest 21-latka z Warszawy. Sześć kolejnych turniejów, 35 wygranych i pierwsze miejsce w rankingu WTA z niemal dwukrotną przewagą! Powiedzieć, że Iga deklasuje właśnie swoje rywalki, to tak jakby nie powiedzieć nic.
Sobotnia wygrana na paryskim obiekcie im. Philippe-Chatriera była prawdziwym pokazem sił w wykonaniu młodej polskiej zawodniczki. Cały tenisowy świat jest zachwycony postawą podopiecznej Tomasza Wiktorowskiego, a nie zapominajmy, że przed nami już niebawem zmagania na trawiastych kortach Wimbledonu.
Dotychczas najlepszy wynik Polki w najstarszym z turniejów wielkoszlemowych to występ w czwartej rundzie podczas poprzedniej edycji tej imprezy. Czy w tym roku stać będzie ją na zdecydowanie więcej? Nie mamy ku temu najmniejszych wątpliwości!
Trenerski nos
Drugim najważniejszym sportowym tematem ostatnich dni był z pewnością występ piłkarskiej reprezentacji Polski na inaugurację Ligi Narodów UEFA 2022.
Rywalami Biało-czerwonych byli Walijczycy, a więc ekipa, która kilka dni później miała wziąć udział w finale baraży o mundial w Katarze. W kuluarach dało się usłyszeć głosy, iż szkoleniowiec Walii zdecyduje się posłać do boju skład, w którym zabraknie kilku pierwszoplanowych postaci tej drużyny. Tak też się stało w rzeczywistości. Czy ułatwiło to zadanie Biało-czerwonym? Niekoniecznie.
Przez blisko godzinę od pierwszego gwizdka sędziego Obrenovica spotkanie nie zachwycało raczej swoją intensywnością. Duża ilość akcji pod obiema bramkami kończyła się w okolicach „szesnastki”, a prawdziwych szans na otworzenie wyniku było jak na lekarstwo.
Ku rozpaczy widzów zgromadzonych na Tarczyński Arena we Wrocławiu w 52. minucie na prowadzenie wyszła ekipa gości. W tym momencie stało się jasne, że plan na to spotkanie należy jak najszybciej zmodyfikować. Tak się składa, że trener Czesław Michniewicz w takich sytuacjach czuje się jak ryba w wodzie, co zresztą zdołał po raz kolejny idealni udowodnić.
Po dwóch trafieniach zmienników (Kamiński, Świderski) Polacy ostatecznie zainkasowali komplet oczek i w dobrych humorach mogli przygotowywać się do zbliżającego się starcia z Belgią.
Jak ta porażka wpłynęła na reprezentację Walii? Wydaje się, że dość mobilizująco. Podopieczni Roberta Page’a zaledwie kilkanaście godzin temu zdołali bowiem uzyskać awans do mistrzostw świata w Katarze. Nieco humorystycznie można zatem rzec, że swoją cegiełkę do tego sukcesu dołożyły nasze Orły, prawda?